sobota, 27 grudnia 2014

Solo Dios basta....

Ufaj i przed zwątpieniem wiej. 
Bóg sam wystarczy, w Jego dłoni twój los. 
Nie bój się, nie bój wśród życia dróg...
 Tu wszystko mija, zostaje Bóg...





Trzy Anioły śpiewają Panu Jezusowi bo,.... płacze!
 Nie bój się, nie bój się. Tu wszystko mija...




P.S Trwa Oktawa Świat Bożego Narodzenia więc zdążyłam z życzeniami...  Jestem bardzo słabiutka, zmęczona, pojawiła się woda w płucach, w otrzewnej i w brzuchu. Mam trudności w oddychaniu i tracę mowę. Nastąpiła progresja choroby. Bydgoszcz nie ma mi nic do zaoferowania. Zostaje hospicjum i czekanie na przejście na drugą stronę.


wtorek, 9 grudnia 2014

O św. Mikołaju…

…, który przyszedł do sióstr Pallotynek. Jakie było nasze zdziwienie widząc w całym domu ślady butów, chyba numer 45, w pewnym momencie pojawiły się ślady stóp i jeden ogromny but
 na podłodze pod oknem, a drugi na parapecie okna w refektarzu zakonnym. Ktoś był, a potem
 w dziwny sposób wyszedł... przez okno! Nikt nic nie słyszał, a tym bardziej nie widział.






Święty Mikołaj nigdy nie omijał naszego domu więc czekałyśmy... 
Nie wiedziałyśmy, o której się pojawi i jakimi drzwiami czy oknem wejdzie!  Po kolacji zebrałyśmy się w pokoju rekreacyjnym, aby wspólnie poświętować święto św. Mikołaja...
 z myślą, że może przyjdzie, przyleci, a może wpadnie/śmiech/! Żadna z nas nie słyszała cichego stukania w drzwi balkonowe, bo jak usłyszeć jakieś anemiczne stukanie, gdy w pokoju rozmawia 14 kobiet? /śmiech/! Ten Ktoś zastukał jeszcze raz, tym razem na tyle głośno, że wszystkie odwróciłyśmy głowy w stronę skąd dochodziło stukanie. Przełożona to odważna kobieta więc otworzyła drzwi, powiało zimą,
 a naszym oczom ukazał się św.Mikołaj z małym czerwonym woreczkiem na plecach...  






Po cudownym przywitaniu och i ach Mikołaj oznajmił nam, że gdzieś po drodze zgubił swoją pomocnicę; Gwiazdeczkę, która jest pierwszy raz na ziemi i wszystko ją zadziwia.
 Muszę koniecznie do niej zadzwonić, aby zostawiła podziwianie na potem, bo siostry czekają... Wyjął telefon i zadzwonił do Gwiazdeczki.




  Gwiazdeczka telefon odebrała i oznajmiła, że już przyleciała, i za chwilę będzie...
  W tym domu tyle korytarzy... Wpłynęła z harfą, a może innym instrumentem, rozanielona, ze śpiewem na ustach... 








Zaśpiewała głosem anielskim i miałam wrażenie, że jest to Anioł. 
Mikołaj raz nazywał ją Gwiazdeczka, a za chwilę Aniołkiem, a ona spoglądała na niego i widać było, że rozumieją się bez słów. Grała na tej nie harfie, albo harfa grała sama, sama nie wiem,
 i jakoś dziwnie ją nazwała, żadna z nas nie potrafiła wymówić tej nazwy.
 Gdy skończyła swoje trele zaczęła się zastanawiać komu wręczyć cenną harfę na przechowanie. Stwierdziła, że największe zaufanie budzi w niej starsza pani, która nie jest siostrą i w ręce Mamy /Mama s.Ewy, która mieszka z nami w czasie zimy/ powędrowała przedziwna harfa...







W końcu pojawił się kosz pełen kolorowych torebek... 




Dziwne, ale wszystkie torebki miały imię siostry znajdującej się w pokoju.
 S. Agata, która pracuje na Syberii w Ekaterinburgu, a tymczasowo przebywa w Centrum Misyjnym, musiała opowiedzieć Mikołajowi o swojej pracy w tym zimnym rejonie świata...




W klasztorze jest furta czyli wejście do klasztoru. To bardzo ważne miejsce, a jeszcze ważniejsza jest furtianka, w naszym domu to s.Marianna, która naprawdę wszystko wie... 
Gdzie kto poszedł, o której przyszedł, kiedy będzie listonosz itp, robi szydełkiem piękne serwetki... i wiele innych rzeczy!




S.Mariola, katechetka tak wycałowała Mikołaja, że zaniemówił /śmiech/!





Szefowej naszej kuchni s.Judycie /mamy w naszym Zgromadzeniu dwie s.Judyty 
i tak się stało, że od kilku miesięcy dwie Judyty mieszkają w tym samym klasztorze/
 Mikołaj zadał pytanie;
 co dodaje do przygotowywanych posiłków, bo siostry stwierdziły jednogłośnie, 
że wszystko, co zrobi do zjedzenia jest wyśmienite.
Odpowiedziała, że dodaje do każdego posiłku kilka dużych łyżek miłości, dużo cierpliwości i na koniec posypuje to wszystko radością...!!!





Mama dostała podarunek, taki specjalny, za trzymanie i pilnowanie harfy anielskiej!




 S.Consomata jest najstarsza w naszej wspólnocie, bardzo kocha ogród, w którym do dzisiaj pracuje.





W pewnym momencie Mikołajowi przypomniało się, że zgubił gdzieś na naszym zakonnym terenie swoje buty, które dostał w podarunku w roku ubiegłym i jest do nich bardzo przywiązany! Buty przyniesiono i s.Teresa widząc zmęczenie naszego świętego wciągnęła na stopy Mikołaja jego „przywiązane” glany /śmiech/!





Przyszedł czas na drugą s. Judytę, którą trochę znacie. Mikołaj powiedział, że lubi zagadki
 więc poprosił o zagadkę. Oczywiście, że powiem kochany Mikołaju, ale jeśli jakaś siostra odgadnie, to dasz jej paczuszkę bez występów publicznych /śmiech/! 
Mikołaj się zgodził, ale dziwnie spojrzała i pogroził palcem.
 Pomyślałam sobie, że znam ostatnio tylko jedną... Co to jest? Zaczyna się na D a kończy na A
 i potrzebuje dużo papieru. Jedna z sióstr przyłożyła dłoń do ust i powiedziała: Judyyytaaaa!!!
 A druga: to drukarka!
 Tą, która odgadła zagadkę była s.Teresa, która pracuje w Centrum Misyjnym?







I przyszedł czas na naszą siostrę Przełożoną, która została zaproszona przez Mikołaja
 do zaśpiewania piosenki. Piosenka miała dużo zwrotek i mówiła o miłości poloneza do syrenki! Uśmiałyśmy się serdecznie!






S.Kanizja dostała swój prezent i poszła z Mikołajem w tany...







Przed Mikołajem i Gwiazdeczką było jeszcze kilka miejsc w Wraszawie do odwiedzenia.
 Poszli jeszcze do naszej chorej siostry, zażyczyli sobie wspólnej fotografii i pojechali...
 Właściwie pojechał Mikołaj swoim zaprzęgiem, którego nie zdążyłam sfotografować,
 a Gwiazdeczka poleciała pozwiedzać miasto ...







P.S
Nie dziwić się proszę, że Siostry czekały na św.Mikołaja!
Nie przedstawiłam Wam wszystkich Sióstr. Nie wiem czy ktoś dotrwał do końca... 
Można stwierdzić, że z Judytą lepiej, bo dała tyle zdjęć /śmiech/!  Lepiej zdecydowanie. Przyjmuje ten stan rzeczy bez egzaltacji, bo moi Drodzy Czytacze, ja mam tzw. fazy  /śmiech/
i uczę się żyć tymi fazami i między tymi fazami! Jak już nauczę się żyć tym czasem, który mam, to wszystko się zmieni i będzie trzeba zaczynać raz jeszcze! Życie do końca zaskakuje i jeśli chcesz jeszcze żyć trzeba się dostosować, albo iść na tzw. szarym końcu szurając butami i narzekając na cały świat nie podejrzewając, że nikt i tak cię nie słucha /śmiech/!

Powracająć do Św.Mikołaj to był biskupem, /nie Dziadkiem Mrozem/ żyjącycm na przełomie III i IV wieku na terenie dzisiejszej Turcji. Jest niezwykle popularnym świętym, którego wszystkimi siłami chce zastąpić w Polsce Dziadek Mróz! Św. Mikołaj jest znany z miłosierdzia i wielkiego serca dla ubogich, stał się przykładem kogoś, kto dzieli się z innymi wszystkim, co ma. 
W powszechnej świadomości kojarzy się z otrzymywanymi na Święta prezentami. Św.Mikołaj przypomina nam jednak przede wszystkim o tym, że jesteśmy obdarowani przez Boga Jego miłosierdziem – i tym mamy się dzielić z innymi. „Darmo otrzymaliście, darmo dawajcie”  /Oremus 12/2014/ Jestem pewna, że taki święty musiał być zawsze uśmiechnięty i skory do obdarowywania innych swoją pogodą ducha!



czwartek, 4 grudnia 2014

O obdarowywaniu…

Nigdy nie jest tak,
 żeby człowiek, czyniąc
 dobrze drugiemu, tylko sam
 był dobroczyńcą. Jest
 równocześnie
 obdarowywany,
 obdarowany tym, co ten
 drugi przyjmuje z miłością.

                                                                                     /Św.Jan Paweł II/






                                                                                                        
                                                                                                   /fotografia; Bartosz Dubiel/






P.S
Dzisiaj bardzo często ludzie obdarowują nas swoją pięknością, wyglądem...
Dzisiaj bardzo często ludzie obdarowują nas słowami, mnóstwem słów, z których większość to kłamstwa...
Prawdziwie obdarować można tylko tym, kim się JEST.
W każdym czasie naszego życia można dawać i przyjmować.
Co jest łatwiejsze: dawać czy przyjmować?
„Im dajesz więcej, tym większym się stajesz. Ale potrzebny jest ktoś, aby przyjmować. Bowiem dawać to nie znaczy tracić”. /Antoine de Saint –Exupery/
W mojej aktualnej sytuacji życiowej trudno jest dawać i jeszcze trudniej przyjmować...
Ale jedno wiem im więcej daję i przyjmuję, tym więcej mi zostaje.



Na zdjęciu z poprzedniego posta to korzenie wysokiej palmy rosnącej nad Zatoką Gwinejską.

sobota, 29 listopada 2014

Dzisiaj zagadka...

Stwierdziłam ostatnio, przyglądając się nowemu pokoleniu w naszej rodzinie, że dzieci starzeją się w zastraszającym tempie /śmiech/!
 Jeden z małolatów z błyskiem w oku podchodzi do mnie i... ciociu, co to jest? 
Zaczyna się na D, kończy na A i zużywa dużo papieru?
 I Małolat myślał, że zagoni ciocię zakonnicę w maliny, albo doprowadzi do pąsów w kolorze czerwonym na policzkach...
 Ciotka „zrobiła” przestraszone oczy /u Małolata pojawiły się trzy błyski w oku na widok
tak przestraszonej cioci/ i rzekła: to DRUKARKA.
 Błyski w oczach Wojtka momentalnie zgasły /śmiech/!

 A teraz zagadka dla Was.
 Co to jest?







P.S
Na wojnie zawieszenie broni... Ja odpoczywam, najeźdźca nie wiem, co robi, co myśli...
Nie obchodzi mnie, co robi, a tym bardziej, co myśli. Obchodzą mnie moje myśli i to, co robię. Mam jeszcze czas na rozmyślanie, uśmiechy, pogaduchy... już nie do białego rana /śmiech/, bo leki robią swoje. Pani Agata, lekarka z hospicjum, która do mnie przyjeżdża stwierdziła, że tak upartej pacjentki jeszcze nie miała! Uparta, jak oślica, dodałam, a Agata potwierdziła /śmiech/! Walczę o każdą tabletkę... mniej, jak najmniej!!!!!!!!!!!!!!, ale mają pomagać!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Jakie wymagania ma pani, uparta oślica! Oj, ma /śmiech/!
I szykuję się na kolejne starcie..., do końca trzeba z klasą..., o czym nie daje mi zapomnieć moja kochana s.Lucyna.


wtorek, 18 listopada 2014

O dniach w pościeli…


 O dniach, w których tymczasowo nie istnieję…
 
 Chciałoby się nie istnieć, kiedy dopada cię ból, cierpienie, moja i innych bezsilność wobec choroby. Nie dziwię się już ludziom, których nawiedza ból, cierpienie każdego dnia,
 gdzie godziny, minuty trwają wieczność, że chcą wreszcie przejść na tę drugą stronę,
 aby więcej nie bolało...
 Moja lekarka z hospicjum, pani Agata, zamęcza mnie pytaniami, abym oceniła siłę mojego bólu
 w skali od 1 do 10... Jak to zrobić, jak nigdy nic mnie nie bolało...? 
Ból daje się zmierzyć w jakiś sposób dopiero po jego przeżyciu, ale i tak mam trudności,
 aby go sklasyfikować. Gdy ból zostaje uśmierzony zawsze jestem zadziwiona, że zdołałam go jednak znieść. Pomagają mi w tym łzy, które są wyrazem ogromu cierpienia i bezsilności,
 a zarazem przynoszą ulgę i robią miejsce na nową porcję cierpienia, które przyjdzie, a właściwie jest tylko jego skala się zmienia, zaskakuje i powala na kolana!
 Moja bezsilność mnie upokarza... 
Nie jestem w stanie zrobić prawie nic i tylko zostaje mi czekanie, aż wróci choć iskra energii,
 aby podnieść się i żyć, i zadziwiać się na dodatek, że to życie tak szybko przemija...
 Nikt nie zgłębił sensu cierpienia.
 Cierpienie musi mieć sens, bo bezsens przecież nie boli....


Pewien król zapragnął poznać historię ludzkości. Wezwał do siebie najmądrzejszych ludzi w królestwie i powiedział: „Zbadajcie i spiszcie historię ludzkości, abym mógł ją przeczytać”. Mędrcy odeszli na wiele lat i pilnie oddali się zleconej pracy. Kiedy wreszcie powrócili do króla, przedstawili mu swoje dzieło: tysiąc grubych tomów historii ludzkości.
Król powiedział: „Posunąłem się już bardzo w latach, streszczcie tę historię, abym przed śmiercią zdążył ją przeczytać”. Mędrcy wrócili po kilku latach i przynieśli ze sobą cztery tomy dzieła. Zastali króla na łożu śmierci. „Nawet tych czterech tomów nie zdążę już przeczytać.
Opowiedzcie mi historię ludzkości w jednym zdaniu”. Mędrcy zastanawiali się dłuższą chwilę. Wreszcie jeden z nich zwrócił się do króla: „Ludzie rodzili się i umierali, a pomiędzy tym cierpieli i kochali”.



Judytka na dzisiaj, a może i na trochę dłużej /śmiech/!





P.S
Najważniejsze w życiu jest to, że ani cierpienie, ani radość nie trwa wiecznie.
Cierpienie z radością przeplatają się...
Tylko zostaje małe pytanie: dlaczego niektórym cierpienia dano w nadmiarze?
A może wszyscy mają na swoją miarę... 
S. Rita mówi, że na prawie wszystkie pytania nie ma odpowiedzi..., a na gdybanie i na dyskusje, którym nie ma końca szkoda czasu... 

środa, 29 października 2014

O wieczności…

„Pan Bóg zabiera człowieka wtedy, gdy widzi, że zasłużył sobie na niebo”.
                                                                                                                           /Jan Grzegorczyk/


Mój szwagier, mąż mojej siostry Hani odszedł dzisiaj do Pana o godzinie 21,00...





                                                                                                 /autor zdjęcia: Kwiat/





P.S
Wierzę, że umiera się nie po to, by przestać żyć, lecz po to, by żyć inaczej...
Życie Jasia było prologiem. Jego śmierć jest początkiem, nie końcem...

wtorek, 28 października 2014

O jednej godzinie...

- Tato, możesz mi powiedzieć ile zarabiasz przez jedną godzinę.

 – Synu, co się stało, że interesuje cię ile twój ojciec zarabia przez jedną godzinę?

 – Nic się nie stało, ale chciałbym wiedzieć.

 – Zarabiam przez jedną godzinę 100 złotych... 

– Tato, możesz mi pożyczyć 50 złotych...

 – Hmm, ale z ciebie mądrala! Co chcesz kupić za moje ciężko zarobione pieniądze?
 Pewnie coś, co będzie za kilka dni leżało w kącie. Nie wiem czy ty kiedyś zrozumiesz ile człowiek musi się napracować na te 100 złotych!

 Syn posmutniał, powiedział ojcu dobranoc i poszedł do swojego pokoju. Ojciec zaczął się zastanawiać dlaczego był taki nerwowy... Jak mogłem wyładować swoje frustracje na moim synu. Może potrzebuje 50 złotych na książki... Ojciec zastukał w drzwi pokoju syna i wszedł.

 – Synu, spisz?

 – Nie śpię....

 – Synu, przepraszam cię za moje zachowanie, jestem trochę przemęczony.
 Pożyczam tobie te 50 złotych.

 Na twarzy chłopca pojawił się uśmiech, oczy zaświeciły dziwnym blaskiem. Spod poduszki wyciągnął zgniecione banknoty...

– Tato, dziękuję!

 –  Synu, co ty kombinujesz! Naciągnąłeś mnie na 50 złotych mając tyle samo pod poduszką!
 Ty naprawdę nie wiesz ile trzeba się napracować, aby cokolwiek zarobić!

 – Tato, ja mam teraz 100 złotych i mogę kupić od ciebie jedna godzinę!
 Będziesz mógł posiedzieć ze mną, porozmawiać, nie będziesz się spieszył, odpoczniesz trochę...





                                                                               /zdjęcie Krzysztof Sitkowski/





P.S
"Ludzie mówią, że czas to pieniądz, a ja wam mówię, że czas to Miłość!"
Człowiek bardzo często widzi wokół siebie pracę i jeszcze raz pracę, samochód, działkę, chce wybudować drugi dom, kupić nowy telewizor, zegarek szwajcarski, bo sąsiad takowy posiada, perły dla żony... i myśli, że to wszystko jest źródłem jego szczęścia... 
A wszystko to jest czymś wtórnym, co prędzej czy później przemija i dalej będziesz szukał szczęścia...
"Ludzie mówią, że czas to pieniądz, a jam wam mówię, że czas to Miłość!"
 /Kardynał Stefan Wyszyński/